Coś się kończy…

coś się zaczyna. Moja mama dzisiaj oddaje klucze nowym właścicielom od swojego mieszkania. Aż do tej pory właściwie nie zastanawiałam się ile wspomnień związanych jest z tym mieszkaniem, do tej pory mieszkałam już w kilku, tym co mama sprzedała też, ale to mieszkanie takie szczególne w nim wychowała się moja mama wraz ze swoimi braćmi. Mama czasami opowiadała jak w 6 osób mieszkali na 28 m2. Gdzie spali dziadkowie a gdzie łóżka miały dzieci. Moja mam jako jedyna córka, gdy podrosła dostała swoje osobne łóżko w kuchni, kiedyś takie były realia a teraz narzekamy, jak każde dziecko nie ma osobnego pokoju albo my sypialni i musimy spać w salonie. To byłą bardzo kochająca się rodzina, niestety moja babcia zmarła na raka wątroby w wieku 50 lat, a dziadek już do końca swojego życia pozostał sam chociaż został wdowcem w wieku 59 lat. Gdy już kolejne dzieci opuszczały dom zakładając swoje rodziny dziadek przed długi czas mieszkał z najmłodszym synem, gdy wujek znalazł żonę jeszcze około 2 lat mieszkali z dziadkiem, W tym właśnie mieszkaniu swoje pierwsze kroki stawiał ich najstarszy syn Radek. Potem dziadek został sam, ale nie był samotny wszyscy sąsiedzi mieszkający w tym budynku, żyli ze sobą w zgodzie i często wspólnie spędzali czas na podwórku. Gdy wraz siostrą byłyśmy nastolatkami często wracając ze szkoły zaglądałyśmy w odwiedziny do naszego Frania. Tak czas biegł do przodu różne koleje losu sprawiły, że około 2 lata przed śmiercią dziadka mama poszła do niego mieszkać, siostra była już wtedy mężatką, ja już mieszkałam z Grzesiem. Po śmieci dziadka mama odziedziczyła to mieszkanie, niestety jeszcze cały czas pozostawała w tarapatach finansowych i wtedy właśnie zaczęła wyjeżdżać do Niemiec do pracy. Mieszkanie stało puste i mama udostępniła nam to mieszkanie, to tam mój Filip spędził pierwsze 1,5 roku swojego życia. Potem już mama tam mieszkała aż do tego teraz. No ale coś się kończy, a zaczyna się coś innego kolejny etap życia.

Dzisiaj dzień przyjemny, mam dużo czasu dla siebie, rano przygotowałam śniadanie, później obiad, miałam nadzieję, że Fryderyka chętnie zje kurczaka, ale ona odmówiła tak więc na szybko zrobiłam spagetti a ona się zachwycała jak by jadła pierwszy raz w życiu. Mam dylemat bo nie wiem co przygotować na obiad na przyszłą niedzielę (dzień mojego wyjazdu) mam nadzieję, że przed tydzień coś mi wpadnie do głowy. Uciekam popracować, Kai chce iść na przerwę a Fryderyka nie więc idę z nią posiedzieć.

Miłego popołudnia.

Reklama

9 myśli na temat “Coś się kończy…

  1. Sam jestem sentymentalny więc Cie rozumiem. Choć ja jestem do tego stopnia ukorzeniony, że ani myślę o przeprowadzce w inne miejsce 🙂 Choć rozumiem ludzi którzy mimo wspomnień jakie za sobą zostawiają decydują sie na ten krok… Każdy ma jakiś powód. Na pożegnalny obiad zrób im coś typowo polskiego 🙂

    Polubione przez 1 osoba

  2. Obiad prosty, bo nie będziesz miała głowy na pracochłonny. A z mieszkaniem, cóż jakiś etap za mamą, a nowe miejsce trzeba zadomowić, oswoić. Może będzie jej tam wygodniej. Niech tam mamie dobrze będzie i niech nie tęskni za dużo.

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s