Mój syn ma 13 lat, chyba najgorszy okres między dzieciństwem a dorosłością. Bardzo trudny dla większości rodziców. A może dla mnie szczególnie trudny. Ja czasami mam dosyć. Kocham moje dziecko, ale czasami go nie lubię. Potrafi ktoś sobie to wyobrazić. Kiedyś jak usłyszałam takie stwierdzenie to myślałam sobie: To nie możliwe jak można kochać kogoś i jednocześnie kogoś nie lubić. A jednak można. Już nie mam na niego metody, te jego odzywki i zachowanie po prostu masakra. Człowiek dwoi i i troi żeby miał szczęśliwe i beztroskie dzieciństwo ale to chyba na nic.Nic mnie nie słucha mogę gadać jak do słupa, jeszcze jak mąż mu cokolwiek powie to jeszcze posłucha, ale ja to mogę gadać i gadać. Czasami jestem tak zmęczona, że już mi się nawet gadać nie chce. Próbuje już stosować różne metody. Ostatnio stwierdziłam, że przestaję „truć” na temat sprzątania pokoju. Do tej pory jak już nie mogłam znieść tego bałaganu to sprzątałam ten jego pokój, ale teraz powiedziałam koniec niech mieszka w bałaganie ma prawie 13 lat jak ja byłam w jego wieku to nawet nie było mowy o tym żeby mama sprzątała mi pokój. I tak trwam w tym postanowieniu już prawie 3 tygodnie, nie powiem jest mi ciężko bo strasznie nie cierpię nieporządku co prawda mieszkanie to nie muzeum, ale trzeba jakoś żyć w ładzie i porządku. Staram się tam za często nie zaglądać, żeby się nie denerwować. W sobotę trochę ogarnął, bo już chyba nie miał wyjścia, może się przełamie. Martwi mnie jego zachowanie, dosyć intensywnie wyraża swoje niezadowolenie nie tylko w domu, ale także w szkole niestety odbija się na uwagach, ostatnio dostał uwagę z języka angielskiego takiej treści:
„Uczeń, niezadowolony z oceny, ostentacyjnie zniszczył test od razu po jego otrzymaniu.” Nie ogarniam. Jak to przetrwać. Co można jeszcze zrobić. Może ktoś podsunie jakiś pomysł?